poniedziałek, 2 czerwca 2014

"Bo za oknem[...]"

Tu powinnam napisać co u mnie. Kogo doceniam i cenię. Kogo nie bardzo lubię.
Tu zaś powinnam wspomnień o tym co czuję.
A w tym miejscu oznajmić co myślę.
Lecz nie tym razem...

Bo za oknem lśni pomarańczowa poświata lampy.
Głośny chrzęst zużytego mechanizmu.
Ciepłe ramiona skulone.
I szeptane słowa.

W kółko.
I jeszcze raz.

Już dobrze.
Przestań.

Niebieskie spojrzenie mętnych oczu.
Ciepła dłoń na policzku.
I chrzęst mechanizmu.

Już dobrze.


W korowodzie błędnej myśli.
Zielony na lewą
Upadek na żółty
Prawda na czerwony.

Gdzieś już to słyszała
W metrze autobusu pociągiem
Na peronie stacji pod dachem kiosku.

Ona powiedziała to jego głosem
Spadł na ziemię i potłukł się na miliony
Po czym razem z sokiem spłyną do kanalizacji.

Zaczął biec powolnym marszem
Złapał jej dłoń kładąc ją na mahoniowym krześle
Zupełnie przypadkowym celem zgubił guziki jej koszuli.

Osunęła się na podłogę lądując na brudno bordowej sofie
Dłonie wplotła w kosmyki czarnych rękawów
Zamykając usta splunęła mu w twarz.

Skacząc z dziewiątego piętra wyszła przez drzwi
Nie odwracając się sprawdziła czy idzie sama
I wyraźnie rozpłynęła się w mroku.

Deszcz optymistycznie parował nad ziemią
Gdy słońce rzucało cień na drzewo
Na którym wisiały tamte słowa.

Zerwał je słaby wiatr
Zmienił w myśli
I umarł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz