Brakuje mi tej obecności i wcale nie jestem mi smutno, gdy jej nie ma. Pusta wcale mi nie przeszkadza, uwiera mnie brak tej części codzienności. Wcześniejszy dzień 12 na dobę, nowości i nowości. Bez żadnych sprośności. Kiedy pojawiło się to prostactwo? Powtarza się w kółko i na okrągło. 2 na dobę, na więcej akurat zabrakło czasu.
A ja znów przespałam dzień, podczas gdy mogłam tyle przeczytać i nauczyć się emocji. Jak mam powiedzieć co czego nie potrafię wyrazić w słowach ani gestach. Jak?
I co zrobić, kiedy wcale nie wiem.
Obecność księżycowa
Przywilej bycia i znikania
Każdej nocy zerkać przez kraty
I uśmiechać się albo płakać
Taki cykl
Po zakrzywionej orbicie
Raz wyżej
Później niżej
Wciąż wołać
Krzyczeć
Prosić
Całować
Nie ma Cię
Jesteś
Piszesz
Milczysz
Paranoje,
Paradoksy
I znów Paranoje
Kiedy przyjdzie czas na spokój
Chrzęst łańcuchów ocierających się o siebie
Jest sposób na ich przecięcie
Ale nieznany
Dla ogółu
Wziąć dłoń
I bezlitośnie połamać palce
I wypchnąć poza orbitę
Później płakać już w samotności
Brutalność to jedyne wyjście
Ale wciąż zamknięte
Klamka ugina się pod naciskiem
Lecz nie odpuszcza
Tyle słów
I ich brak
Szczerość
Kłamstwo
Bieg z przeszkodami
Mimo barku woli
Pokonywany z jakimś rezultatem
Niestety w odwrotną stronę
Melodia
Jedna
Dwie
Może milion
Znowu Ryczę...
8/9 czerwiec'13